Historia

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2015-09-23 19:48:47

Jacob
Administrator
Dołączył: 2015-09-23
Liczba postów: 8
WindowsOpera 32.0.1948.25

Nazwe się dopracuje.

Schyłek jesieni, skrzyżowanie szlaków handlowych na granicy. Dziewicze lasy otaczają najbardziej ruchliwe drogi na kontynencie. Ale to nie są zwykłe lasy. Właściwie mało kto jest na tyle odważny by się w nie zapuszczać za dnia, a co dopiero w nocy. Ludzie powtarzają sobie niestworzone historie o biesach, demonach i duchach które grasują w dzikich ostępach. Bardziej realną plagą są bandyci napadający na karawany i utrudniający handel. Miasta są zbyt daleko by były w stanie wyplenić banitów z ich kryjówek. Na horyzoncie majączy góry, ich ośnieżone szczyty wbijają się w puchate brzuchu chmur. Góry Burzowe, tak je zwą. Nietrudno domyśleć się czemu. Mówi się, że bogowie w dawnych czasach wydali tam bitwe gigantom, którzy uciekli z czeluści ziemi. Echa tej bitwy są dostrzegalne do dziś, powodują anomalie pogodowe i zmieniają zachowanie zwierząt...

Rozstaje dróg, punkt gdzie łącza się szlaki Imperium, Skalnego tronu i Zielonych kniei. Trzy rasy walczą od wieków o monopol i dominacje na tym terenie, ale jak dotąd sie im nie udało.
Rozstaje dróg, a na nim karczma pełna ludzi... I ty. Dokąd wiedzie twoja droga?

Offline

#2 2015-09-23 20:16:42

ShinaLena
Użytkownik
Dołączył: 2015-09-23
Liczba postów: 6
Windows 7Opera 32.0.1948.25

Odp: Nazwe się dopracuje.

Postać spowita czernią, jedzie na złamanie karku w stronę najbliższego schronienia. Kaptur i pelerynę rozwiewa północny wiatr niosący ze sobą zapach świeżego śniegu i sosen, zawsze zielonych, zwiastujących nadzieję na wiosnę nawet podczas najcięższych śnieżyc. Oblicze smagane lodowatymi kroplami rozjaśnia się, gdy dostrzega wśród mroku światła pochodni a wraz z nimi dźwięki hucznej zabawy. Być może tam odnajdzie azyl, myśli sobie zbłąkany człowiek, nie dostrzegając jednak ukrytych za drzewami ślepi, jarzących się złotym blaskiem, wpatrujących się wprost na niego.

Offline

#3 2015-09-23 20:27:03

Jacob
Administrator
Dołączył: 2015-09-23
Liczba postów: 8
WindowsOpera 32.0.1948.25

Odp: Nazwe się dopracuje.

Wiał ostry wiatr, kiedy jakaś postać zamajaczyła na horyzoncie. Dziadek siedzący na ławce uniósł zdziwiony brew. Pomimo lat wzrok ma wciąż dobry. Na horyzoncie pojawiła się sylwetka mężczyzny odzianego w zwiewne pomarańczowe szaty, do któych przymocowano kawałki metalu w newralgicznych miejscach. Naramienniki składane ze stalowych blach, karwasze w nieco dziwnych kształtach. Starcowi wydawało się że coś jest na nich wyryte. Nakolanniki i oslony na kolana. Lekkie trzewiki. Pod szatą pewnie jest jakiś iny pancerz mający chronić plecy i klatkę piersiową. Starzec zdziwił się niezmiernie. Pierwszy raz w życiu widzi takiego dziwaka, a nie raz już przemierzył te szlaki jako kupiec. Na plecach nieznajomego wisiała dziwna broń. Długi kij, z jednej strony zakończony ostrzem w kształcie jakby łopaty, tylko zamiast się zwężać, rozszerza się na końcu. Z durgoej stronie zakończony stalowym półksiężycem. Cóż, to za broń? Co to za człowiek? Nieznajomy się zbliżał można już było zobaczyć jak wygląda. Krótkie, ciemne włosy, ciemno zielone oczy. Kilku dniowy zarost, mężczyzna musi być w drodze od jakiegoś czasu. Wyglądał młodo, na jakieś 25 lat. Ciało miał sprawne, w nielicznych odkrytych miejscach pokryte bliznami. Pomimo drobnej budowy ciała było widać mięśnie. W ustach nieznajomy trzymał fajkę, pięknie zdobioną. Cybuch w kształcie ziewającego smoka. Co to za jeden...?
***

Offline

#4 2015-09-23 20:53:28

ShinaLena
Użytkownik
Dołączył: 2015-09-23
Liczba postów: 6
Windows 7Opera 32.0.1948.25

Odp: Nazwe się dopracuje.

To samo pomyślała kobieta stojąca przy barze, gdy nieznajomy wkroczył do karczmy. Swoim wyglądem bowiem siał wśród innych zgromadzonych nie lada zdumienie, zniesmaczenie wręcz u co po niektórych. Tego typu uroda była czymś niezwykłym w szerokim świecie, nikt poza leśnymi ludźmi nie posiadał takiego odcienia zieleni w swych oczach. A i oni byli w tych stronach rzadkością. Lecz obcy nie posiadał równie charakterystycznych dla nich wydłużonych uszu, nie posiadał również zbroi zdobionej białym złotem czy broni z jarzącymi się zielonym światłem wyrytymi runami. Wszyscy biesiadujący w przybytku zwanym "Za Prawym Zakrętem" choć zerknęli na nowy nabytek starej Berty, wszyscy poza samotną postacią pochylającą się nad ladą mahoniowego baru. Kosmyki bladozłotych włosów wystające zza kaptura, zamglone oczy wpatrujące się w kieliszek Trującego Jadu, dłonie zdobione białymi znakami. Z takim wyglądem młoda kobieta mogła liczyć jedynie na zainteresowanie ze strony starego barmana, który właśnie wrócił zza zaplecza z nowym towarem. A jednak mimo braku chęci do kontaktu z jakimkolwiek przedstawicielem męskiego gatunku nieznajomy zajął stołek tuż koło niej, przysparzając tym samym piękną twarz kobiety o wykrzywienie się w tak niemiłym dla oka geście odrazy. Czemu ten przybysz zajął miejsce akurat koło niej, kiedy wszystko czego chciała w tym momencie to jedynie odrobina spokoju...

Offline

#5 2015-09-23 21:08:16

Jacob
Administrator
Dołączył: 2015-09-23
Liczba postów: 8
WindowsOpera 32.0.1948.25

Odp: Nazwe się dopracuje.

Raniero powoli zbliżał się do karczmy. Wiatr smagałjego oblicze. Zbroja wydawała się cholernie ciężka, nie wspominając o plecaku. Ostatnie dwa tygodnie spędził w podróży. Chicał zatrzymać się gdzieś gdzie jest sucho, nie wieje, są miękkie łoża i dobre jedzenie. Bycie obieżyświatem nie jest takie kolorowe jak się wydaje. Zwłaszcza gdy nie wie się, dokąd się zmierza. Powoli kończył mu się tytoń. Jego fajka, najcenniejsze co miał, wypuszczała leniwie kółka dymu. Mnisi z Gór Burzowych podarowali mu tą fajkę, gdy zakończył szkolenie. OD tego czasu minęło już 10 lat. A on wciąż był w podrózy, szukał czegoś, sma nie wiedział czego. Teraz jest tu. Kolejna karczma, kolejny dzień, kolejna blizna. Po drodze natknął się na bandytów, na tyle głupich by spróbować ukraść jego nędzny dobytek. Drugiej szansy nie dostali.
Raniero mimo że szkolili go mnisi, sam mnichem nie był, nie składał ślubów, nie golił głowy. Byłszkolony do jednego celu: walki. I to robił doskonale. Raniero byłsierotą, pół elfem znalezionym przez mnichów w jakiejś dolinie. Dostrzeżono w nim talent do machania żelastwem i tego go nauczono.
Młodzian wszedł do karczmy, zachaczając swoja bronią o framugę. Prawie się przy tym wywrócił. Odzyskał równowage, zaklnął pod nosem i wszedł pewnym krokiem do środka. Usiadł przy pierwszym lepszym stoliku i poprosoł barmana o wode. Obok niego siedziałą kobieta, zakapturzona blondynka spoglądałą na niego. Jej wzrok móił wyraźnie, że nie życzy sobie by siedział tam gdzie siedzi. Cóż, życie to nie koncert życzeń. Chłopak wziął wode, zamówił jeszcze gulasz wołowy. Schował swoją cenną fajkę, oparł głowę i zaczął się rozglądać. Swój plecak i broń oparło ściane obok.

Offline

#6 2015-09-23 22:44:51

ShinaLena
Użytkownik
Dołączył: 2015-09-23
Liczba postów: 6
Windows 7Opera 32.0.1948.25

Odp: Nazwe się dopracuje.

Maribelle dolała złotowłosej kolejny kieliszek trunku, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że nie jest ona zwykłym człowiekiem. Znaki na dłoniach, tęczówki prawie tak jasne jak śniegi pokrywające zbocza gór. Spotyka się tu różne dziwolągi, mężczyzna siedzący koło niej świecił przykładem jak mało kto. Nikt jednak nie dał rady wpoić w siebie takiej ilości Trującego Jadu, a tym bardziej być w stanie prosić o dolewkę. W końcu nazwa zobowiązuje. Stara Berta będzie mogła z dumą pogratulować białogłowej, o ile przy okazji nie zrujnuje całego przybytku i wypije całego znajdującego się w nim alkoholu. Pijani nietutejsi są w stanie zapłacić o wiele więcej za każdy kolejny podany im trunek, nie ważne jak ohydny i tani naprawdę by był. Wielkość sakiewki przyczepionej do pasa kobiety mówiła jednak Mari, że ona również nie dostaje tego wszystkiego na ładne oczy. Broń, równie piękna co niebezpieczna kusarigama, stworzona przez górskich mnichów, misternie zdobione sztylety skradzione zbyt aroganckim i pewnym siebie bandytom oraz specjalnie zaprojektowany i stworzony przez dawny ród elficki Thurgiel ukryty rynsztunek pozwalał kelnerce sądzić również, iż odmawianie młodej dziewce kolejnej dolewki nie byłoby najlepszym pomysłem. Możliwe, że byłby
to jej ostatni.
Po kolejnej godzinie siedzenia w ciszy młodemu podróżnikowi zaczęła doskwierać nuda. Choć nie był zbyt rad z towarzystwa młodej niewiasty uważał również, że jej uzbrojenie jest dość imponujące. To, że nie odłożyła go gdzieś, tylko trzymała tak ciężki dobytek przy sobie również sprawiał, że zaczął zadawać sobie pytania skąd ów kobieta mogłaby pochodzić. I dokąd zmierza. Rozejrzał się jeszcze po karczmie, gdy uznał, iż nie ma w pobliżu nikogo godnego jego uwagi, podjął wyzwanie i zamówił drinka. Gdy barman, uroczy staruszek, którego spotkał przed wejściem przyniósł mu zamówiony napój młodzieniec postawił go przed białowłosą, zachęcającym gestem pokazując, że jest to prezent na przełamanie pierwszych lodów. Kobieta jednak zmierzyła go tylko wzrokiem, po czym wykrzywiła usta z niesmakiem i rzekła:
-Nie potrzebuję jałmużny od byle włóczęgi, stać mnie jeszcze by zadbać o siebie.- po czym wstała i pewnym krokiem zaczęła odchodzić od baru, zostawiając po sobie jedynie świeżą woń werbeny.

Ostatnio edytowany przez ShinaLena (2015-09-23 22:54:08)

Offline

#7 2015-09-24 15:05:03

Jacob
Administrator
Dołączył: 2015-09-23
Liczba postów: 8
Windows 7Opera 32.0.1948.25

Odp: Nazwe się dopracuje.

Ran uśmiechnął się pod nosem i wypił duszkiem zamówionego drinka. Charakternica pomyślał. Noszenie tego całego żelastwa musi ją męczyć. Cóż, kto nie ma w głowie ten ma w nogach. Uśmiechnął się znów, przeczesał dłonią włosy. Kelnerka przyniosła gulasz, więc zaczął go pałaszować. Był głodny, tak cholernie głodny. Gulasz był przyzwoity, lepsze niż pomyje, które serwują w Cesarskim Mieście, ale w sumie nie odwiedzał tam zbyt szanowanych lokali... Kiedy popijał wodę z kufla, jakiś grubas, który zdecydlowanie za dużo wypił zaczął wszczynać burdę. Nie podobało mu się. Tacy jak on, włóczędzy zawsze obrywali pierwsi. Jakaś dwójka zaczeła się szarpać. Potem w tłumie znów pojawiła się ta kobieta. Ktoś złapał ją za pośladek, ona odwróciła się i wymierzyła natrętowi solidny cios w twarz. Cóż, nie zostało to odebrane pozytywnie. Owy grubas wstał i zacisnął swoje tłuste łapska wokół jej klatki piersiowej, uniemożliwiając jej wydostanie się. Trójka jego koleżków podeszła do niego i zaczeli mówić typowe pijackie teksty.
Teoretycznie Ran nie powinien nic robić. Według swojego kodeksu powinien zachować neutralność. Nie był bohaterem. Bohaterowie nie mają lekkiego życia, a w końcu i tak giną zdradzeni, albo po prostu giną przez swoje przechwałki. On był, jak to owa kobieta trafnie stwierdziła, przybłędom, który pracował na farmach, w miastach, gdzie popadnie. Nie powinien się wtrącać, ale grubas sam się prosił o to by mu przeszkodzić. Ran dopił zawartość swego kufla... i rzucił nim w tłum trafiając grubasa prosto w nos.

Offline

#8 2015-09-24 21:07:22

ShinaLena
Użytkownik
Dołączył: 2015-09-23
Liczba postów: 6
Windows 7Opera 32.0.1948.25

Odp: Nazwe się dopracuje.

"Prostak" pomyślała. Nie była typem dziewczyny, która cieszy się z byle drinka. Poza tym, każdy wiedział co to oznacza, a ona nie chciała bawić się w odmawianie kolejnemu natrętowi. Wystarczył jej grubas wlepiający w nią swoje zaczerwienione oczyska. Zamierzała jak najprędzej opuścić bar i udać się do swego pokoju. Nie był on może zbyt wyszukany, prycza z materacem, szafka oraz jedna średniej wielkości szafa. Było to jednak jedyne na co mogła liczyć w tak niezamieszkałej okolicy. Już sama karczma była dla niej zaskoczeniem. Z zamyślenia wyrwał ją czyiś głos. Był to jakiś mężczyzna, najprawdopodobniej niezadowolony z niedostępności jednej z kelnerek. W tym samym czasie ów grubas z wcześniej postanowił sprawdzić jej cierpliwość i złapał ją za pośladek. Odwróciła się i szybkim ruchem przywaliła mu prosto w jego świńską twarz. Uważała, że to podziała. W końcu ilość noszonej przez nią broni odstraszała najodważniejszych. Ten wydawał się aczkolwiek nieugięty. Złapał ją solidnie za pas i, wołając swoich przyjaciół, postanowił nie brać jej odmowy na serio. A nie wyglądał na samobójcę. Jedyne co białowłosa zdążyła zauważyć to coś świecącego, lecącego w czerwoną od złości twarz osiłka. Chwilę później ten sam typek dostał szklanym, solidnym barowym kuflem prosto w kartoflany nos. Dziewczyna natychmiast wykorzystała chwilę nieuwagi pijaka, obróciła się i szybkim ruchem kopnęła go kolanem tam, gdzie na pewno zabolało. "Metalowe nakolanniki się przydają" pomyślała. Zwinnie ominęła opryszka, po czym uderzyła jego koleżkę najpierw z łokcia w twarz, później pięścią w brzuch. Z następnym nie było już tak łatwo. Musiał być najemnikiem, zabawa z nim zajęła o chwilę za długo. Gdy skończyła i z nim, obejrzała się szukając trzeciego. Gdy go znalazła, leżał już na ziemi w dość opłakanym stanie.
-Mówiłam, że potrafię o siebie zadbać.-powiedziała do spotkanego wcześniej mężczyzny.
-Nigdy w to nie wątpiłem. Ale zabawa sama prosiła się by do niej dołączyć- odpowiedział szatyn, z nieskrywanym szelmowskim uśmiechem. Chwilę później rozpętało się piekło. Stoły wraz z krzesłami latały z jednego kąta pomieszczenia na drugi, ludzie i inne stworzenia tłukły się jakby od tego miało zależeć ich życie. Blondynka stała chwilę, próbując przetrawić to, co przed chwilą się tu wydarzyło, gdy została złapana za rękę i poprowadzona w nieznanym jej kierunku. Omijając szklanki, kieliszki i latające kufle zielonooki prowadził ją przez cały ten rozgardiasz.
-Choć za mną, robi się tu zbyt nieciekawie by taka pani jak wy, wasza złośliwość, mogła tu przebywać- rzekł na wpół żartem, na wpół serio. Kobiecie nie pozostało nic innego jak zostać prowadzoną przez nieznajomego. "Cóż, świetny początek podróży" zdążyła tylko pomyśleć gdy znikała pośród tłumów.

Offline

#9 2015-09-24 21:23:59

Jacob
Administrator
Dołączył: 2015-09-23
Liczba postów: 8
WindowsOpera 32.0.1948.25

Odp: Nazwe się dopracuje.

Zabawne, jeszcze nigdy nie wychodziłem z karczemnej bójki w taki sposób pomyślał Ran. Jedną ręką ciągnął nieznajomą, a drugą pochwycił kufel z trunkiem z najbliższego stołu. Właściciel gdzieś zniknął, a jak wiadomo: znalezione, nie kradzione. Popijając trunek, Ran wyprowadził dziewczyne z karczmy pozwalając by bijatyka zakończyła się sama. Znowu ten cholerny plecak. POwinien pozbyć się tych wszystkich śmieci, problem w tym, że te śmieci mogą uratować mu życie. Poszli razem za karczme w stronę lasu. Dziewczyna zdziwiła się lekko widząc obrany przez nich kierunek. W końcu nikt się tam nie zapuszczał. No cóż, nikt oprócz niego. Po 20 minutach drogi dziewczyna zaczęła się niecierpliwić:
- Doką mnie prowadzisz cholerny włóczęgo?! Po co idziemy do tego lasu?!
Ran uśmiechnął się, położył palec na ustach i szedł dalej. Dotarli do kotlinki u stóp wzgórza. Kotlina była otoczona kolczastymi krzewami, można była do niej wejść tylko jedną drogą. Było tam suche drewno, miejsce na ognisko i zwalony pień dębu służący za ławkę. Była też jakaś nora. Trochę za duża na zwykłe leśne zwierzęta. Ran usiadł wygodnie na pniu, wyciągnał fajkę i nabił ją. Wyjął krzesiwo i zapalił. Następnie ułóżył sprawnie drewno i rozpalił ogień. Kiedy męćzył się z krzesiwem, powiedział:
- Lepiej nie wracaj dzisiaj do tej karczmy, pojawi się imperialny patrol. A nie sądze, byś chciałą ich spotkać. No i ci kupcy, którzy zaczęli tą burdę zdąża wyjechać. - wypuścił dym - No więc co cię tutaj sprowadza? Nie wyglądasz mi na kupca, czy najemnika. Prędzej na kogoś kto działa na czarnym rynku, lub w innym tego typu fachu. - uniósł pytająco brew. Wtedy włąśnie poszła iskra i drewno zaczęło się tlić. Wstał i powiedział:
- A tak przy okazji,  nazwyam się Raniero.

Offline

#10 2015-09-24 22:45:59

ShinaLena
Użytkownik
Dołączył: 2015-09-23
Liczba postów: 6
Windows 7Opera 32.0.1948.25

Odp: Nazwe się dopracuje.

Idąc w ciemny las białowłosa zaczęła kwestionować swoje dotychczasowe wybory. Mogła przecież pojechać parę kilometrów na wschód, tam na pewno znalazłaby coś co ma więcej polotu i finezji niż stara spróchniała karczma na skraju drogi. Mogła pojechać też na zachód, ku jednemu z Miast Centralnych gdzie być może znalazłaby jakąś godną jej nazwiska posadę. Mogłaby zrobić cokolwiek. Jak zwykle jednak przeważyło jej lenistwo i postanowiła zostać tu, czym teraz okrutny los się jej odpłacał. Lenistwo jednak nie jest cnotą, powinna się była już dawno wziąć w garść. Gdy dotarli do miejsca idealnego na palenisko mężczyzna odpalił fajkę, po czym zajął się tworzeniem choć odrobiny ciepła. Białowłosej szkoda było patrzeć na zmagania podróżnika, więc gdy ten odwrócił się na chwilę by wypuścić dym z fajki podeszła bliżej i jednym ruchem palca stworzyła iskrę, która trafiła idealnie w miejsce przyszłego ogniska. Na widok zadowolenia na twarzy szatyna kobieta ukryła lekki uśmiech. Mężczyzna usiadł na pieńku, po czym zwrócił się do niej z pytaniem o imię. "Świetnie, jeszcze tego mi brakowało. Teraz na pewno się go nie pozbędę". Rozmyślała chwilę nad opcją podania fałszywego imienia, stwierdziła jednak, że ten włóczęga jest nadzwyczaj bystry jak na podobnych sobie przystało. Nie miało sensu okłamywanie go, skoro i tak wszystkiego by się domyślił.
- Miło mi poznać, choć okoliczności naszego spotkania odstają trochę od tych przyjemnych. Moje imię brzmi Asai.
- Ciekawe. Nie jest to przypadkiem nazwa jednego ze szczytów Gór Burzowych?
- Owszem. Nie byle jakiego. Najwyższego z nich.
- Twoi rodzice byli zapewne pisarzami, skoro potrafili wymyślić tak... niezwykłe imię.
- Nie wiem skąd pochodzę- skłamała.- Wiem jedynie, że muszę dostać się do człowieka nazywanego Północnym Wiatrem.
Raniero zakrztusił się fajkowym dymem, gdy złapał oddech, zapytał:
- Zgaduję, że nie zamierzasz mi powiedzieć powodu, dla którego go szukasz?
- Wręcz przeciwnie, to żadna tajemnica. Muszę go o coś poprosić. Jest jedynym, kto może mi pomóc w pewnej sprawie. Nie wiem jednak gdzie go szukać. I dlatego muszę udać się w góry, bardzo łasy na pieniądze żeglarz z Wysp Mariutańskich przekazał mi informacje na temat pewnej kobiety. Jest ona hybrydą driady i dawnego rodu Ludzi Lasu. Za solidną dopłatą zdradził mi również, iż podobno potrafi widzieć jednocześnie przeszłość, przyszłość jak i teraźniejszość. Dlatego jej potrzebuję.
- Możliwe, że zobaczy przyszłość, w której spotykasz tego... Zachodniego Wichra, czy jak mu tam? Cóż, sprytne.
- Północny Wiatr. Nie ważne. Owszem. Jest jednak pewien szkopuł, nie wiem nawet czy mogę wierzyć w słowa żeglarza. Mógł w końcu zmyślić całą historię dla mieszka krasnoludzkiego złota.
- Nie dowiesz się dopóki nie spróbujesz. Świat czeka na odważnych i gotowych stawić mu czoła.
- Takich jak ty? Opowiedziałam ci jakie są moje plany, teraz czekam na rewanż.
- Nie tak szybko. Kto powiedział, że pozwolę ci tak szybko odejść?- powiedział mężczyzna, pykając fajkę z nieskrywaną satysfakcją.
- Musisz być bogiem albo głupcem jeśli sądzisz, że mógłbyś ze mną wygrać w walce.
- O to się nie martw, nie chodzi mi o twój dobytek, złotko. Słyszałaś kiedyś o tym, że gdy uratujesz komuś życie, należy ono później do ciebie?
- Nie uratowałeś mi życia.
- W karczmie, kiedy tak dzielnie tłukłaś tego młokosa, ja, skromny, przypadkowy przechodzień załatwiłem dla ciebie równie odważnego, co głupiego kowala.
- To jest ten twój wielki wyczyn? Poradziłabym sobie z nim i bez twojej pomocy.
- W to nie wątpię. Byłoby tak, gdyby ów gentelman postanowił walczyć fair. Jakże piękna jest twoja nieskalana i naiwna duszyczka, kłuje w oczy i zarazem działa jak miód na moje serce. Mężczyzna w jasnobrązowym kaftanie posiadał ukrytą kieszonkę. Był tam mały sztylet. Z pozoru niegroźny, nasączony był jednak śmiertelną dawką gluriozy. Jest to środek nasenny wytwarzany z nasion Laricerusy platanoids, potoczne zwanej Oczami Śmierci. Podobno osoby będące w ostatnim stadium zatrucia tą że substancją miały halucynacje tak silne, że ze strachu przed widzianymi postaciami wydłubywały sobie oczy, by tylko się ich pozbyć. Nietrudno domyślić się jak wpadli na nazwę.
- Kłamiesz. Trzeci przyjaciel tego grubego miał bordową kamizelkę. Poza tym żaden przybłęda nie zna się tak dobrze na zielarstwie.
- Powinienem traktować to chyba jako komplement? Nie mówię o kolegach Różowej Twarzy, chodzi mi o mężczyznę, którego przeoczyłaś. Gdy ty zajmowałaś się mordobiciem, ja dbałem o wydłużenie twojej dobrej zabawy. I przy okazji twojego życia. Doprawdy, myślałem, że jesteś bardziej spostrzegawcza, złotko.
- Wcale się dobrze nie bawiłam. I nie mów tak na mnie.
- Wyraz twojej twarzy gdy tańczyłaś między tymi opryszkami zdradzał coś innego, bawiłaś się z nimi jak kot z upolowaną zdobyczą. Uśmiechałaś się. No i co ci się nie podoba w moim zdrobnieniu? Pasuje do ciebie.
- Możliwe. Preferuję zwracanie się do mnie po imieniu.
- Jak sobie pani życzy, lady Asai.- powiedział wstając i kłaniając się, lekko rozbawiony naburmuszoną miną rozmówczyni.- Przejdźmy jednak do konkretów. Jako, że mojemu "ciekawemu życiu" podróżnika ostatnio brakuje owej "ciekawości" postanowiłem właśnie, że wyruszysz ze mną. W zamian pomogę ci ze znalezieniem tego twojego Zachodniego Wichra.
- Północnego Wiatru. Zgaduję, że nie mam wyboru. Możesz nie uwierzyć, ale pod tymi...-spojrzała na swoje ubrania, a raczej ich pozostałości- łachmanami, kryje się jeszcze odrobina godności. Więc, mogę wiedzieć, dokąd się wybieramy?
- O świcie obieramy kurs na Żelazne Miasto. Jest tam pewien... przyjaciel, z którym muszę się spotkać. Jest mi winny przysługę. Gdy to załatwimy, jest jeszcze parę miejsc, które chcę odwiedzić. Możliwe też, że zahaczymy o stolicę. Nie ma co dużo rozmyślać nad przyszłością. Tymczasem, rozkoszujmy się chwilą.- zakończył, opierając się o pień i po raz kolejny wciągając solidną porcję fajkowego dymu.

Ostatnio edytowany przez ShinaLena (2015-09-24 22:54:34)

Offline

#11 2015-09-25 18:42:49

Jacob
Administrator
Dołączył: 2015-09-23
Liczba postów: 8
WindowsOpera 32.0.1948.25

Odp: Nazwe się dopracuje.

Ran zamyśłił się. Żelazne Miasto, Kharad-zar w mowie jego obywateli. Powierzchniowa stolica krasnoludów. Jedyne miejse na powierzchni gdzie krasnoludy mogą przebywać bez obawy, że zostańa wygnane ze swojego kraju. Jeydnie licencjonowani kupcy mogą swobodnie podróżować po powierzchni. To w sumie zabawne, że krasonludy są tak zamkniętym w sobie narodem, nie lubią kontaktu z obcymi, ale lubią ich złoto. W Żelazlnym Mieście mieszka Orik, najlepszy topornik jakiego Ran widział w życiu. Cholera, ten knypek raz ściał trzy głowy jednym zamachem, i to ludzkie głowy! Do tej pory chłopak zachodził w głowe jak do cholery on to zrobił, mimo że był przy tym. Ach wracają wspomnienia, bitwa pod Istaną, bród Bordo, Kamienny las i most Opuszczonych. W sumie ten krasnolód był jego towarzyszem przez łądne 5 lat, najciekawszy okres jego zycia, ale na wskutek obowiązków krasnala musieli się rozstać. Przysięgam, jeśli ten skrzat nie poczęstuje mnie swoim zacnym miodem obietne mu brodę jak będzie spał. Droga zajmie im jakieś 4 dni, w dobrym tempie może 3. No i jest jeszcze kwestia tego Północego Wiatru. Kim on jest, pomimo swoich podrózy nie słyszał o kimś takim, chociaż to imię wydawało mu się dziwnie znajome, może kiedyś o nim czytał. Ran wyrwał się z zadumy, chwycił swój i plecak i wyciągnał śpiwór, który podał Asai:
- Masz, prześpij się. - Dziewczyna zmarszczyła brwi, było widać, że nie odpowiada jej spanie w śpiworze. - Hej, albo bierzesz ten śpiwór, albo śpisz na gołej ziemi, wybieraj. Tak jakbyś nie zauważyła pełno tu kamieni. - po chwili dziewczyna wzięła śpiwór i rozłożyłą go na ziemi, położyłą się. Mijały godziny, ogień przygasał, w końcu dziewczyna zasnęła.Ran wstał bezszelestnie, chwycił swą broń i ruszył w las, nad pobliski strumień. Napełnił manierki i usiadł na pewnym kamieniu. Przez czas jakiś siedział w pozycji lotosu z bronią na kolanach. Rozluźniał się, zbierał energię "Siła źle wykorzystana, jest niczym" powtarzali mu jego instruktorzy, więc zawsze przed ćwiczeniami rozluźniał się i rozmysłał na temat swoich wad, swoich słabych stron. Droga do perfekcji była długa i wyboista, ale on nie miał nic lepszego do roboty. Powoli wstał i chwycił swoją broń w obie ręce, zaczął nia powoli machać, bardzo powoli. Kreśliłw powietrzu smugi stali, każdy ruch wykonując z gracją. Zeskoczył z kamienia, zaczął machać szybciej. JEgo broń obracałą się w jego dłoniach, przechodziła z ręki do ręki, prześlizgując się po jego plecach. Zaczał machać nią jeszcze szybciej, tak szybko, że jedyny wprawny szermież mógł obserwować ten taniec śmierci i zauważyć wszystkie szczegóły. Ran ciął bezlitośnie niewidzialnych wrogów, na najróżniejsze sposoby, wykorzystując nie tylko swoją broń, ale także stopy i pięści. Przez cały czas kotnrolował swój oddech, utrata tej kontroli chociaż na chwilę, mogła kosztować go życię. Powietrze raz za razem przecinała stal, a do uszu docierał świst. Ran kręcił się razem ze swą bronią, oczy miał zamknięte. Co jakiś czas przystawał na jednej nodze, lewą dłoń przykładał do brody, a prawą dzierżył oręż, który opierał na swoich plecach. I znów zaczynał swój śmiertelny taniec. Co jakiś czas słyszał szelesty trawy i patyków. Czyli jednak Ajsi się obudziła i znalzała go. No cóż, nie robi to wielkiej różnicy, ale nie ma mowy o częstszych postojach jutro, z powodu jej nie wyspania. W końcu ran zakończył trening i otworzył oczy. Drzewa wokół niego krwawiły, zranione jego bronią, która przeszłą przez nie z równą łątwością jak przez powietrze. Ran napił się wody i wrócił do obozu. Ajsi zdążyła wrócić i schować się w śpiworze.Ran uśmiechnął się półgębkiem, oparł głowę o plecak i zasnął, czekając na świt.

***

- Wstawaj do cholery, nie mamy całego dnia - warknął Ran stojąc nad dziewczyną. Gdy ta postanowiła się opierać oblał ją zimną wodą. Wyskoczyłą ze śpiwora jak z procy. Spojrzałą na niego wściekle. Ran tylko się uśmiechnał:
- Słońce jest już dawno na niebie, musimy ruszać. - Przez następną godzinę sprzątneli polankę, zagasili na dobre ognisko, schowali rzeczy do nory i zasłonili liścmi. Po chwili byli już na gościńcu. Ran szedł pierwszy, pogwizdywał cicho. Na głowie miał trójkątny, słomiany kapelusz, dla ochrony przed słońcem. Dziewczyna dalej szła w kapturze. Nie odzywali się zbytnio do siebie. Na choryzoncie było widać chmury, które mogły uich przywitać deszczem. Ale to jeszcze nie teraz, jeśli już to w nocy. Pokonywali kolejne kilometry, dzeiwczyna byłą zmęczona, przecierała leniwie oczy, tempo marszu było naprawdę wyczerpujące.
- Może jakbyś spała w nocy, nie miałabyś takiego problemu ze zmęczeniem. - rzucił raźno do tyłu i dalej maszerował, Dziewczyna mruknęła coś w odpowiedzi. W końcu spytała:
- Kim jest ten twój przyjaciel? Takim samym przybłędą jak ty?
- Nie ma drugiego takiego jak ja. Nie ma ludzi na tyle głupich, by tak żyć, oprócz mnie oczywiście. Mój przyjaciel jest krasnoludem, konkretnie gwardzistą. A raczej Kapitanem Gwardii Żelaznego Miasta.
- Niby jak ktoś taki jak ty ma takie koneksje? - spytała zaskoczona, ciężko jej było sobie wyobrazić by ktoś taki jak on przebywał w miejscach lepszych niż ta karczma na szlaku.
- Mam wielu przyjaciół, jeszcze więcej wrogów. Większoć z nich, zarówno przyjaciół jak i wrogów jest dość bogata i wpływowa. Cóż, takie moje szczęscie. - Uśmiechnął się. To zabawne, że jego szaty są ludziom na tyle obce, że uważają go za zwykłęgo obdartusa. Cóż, cholernie dobrze uzbrojonego, opancerzonego i groźnego obdartusa. Ran wyjął fajkę, nabił ją i zapalił, a potem powiedział:
- Dziwię się, że nie uciekłaś. A raczej dziwie się, że nie spróbowałaś, bo ucuiec byłoby ciężko.

Offline

#12 2015-10-04 18:25:13

Jacob
Administrator
Dołączył: 2015-09-23
Liczba postów: 8
Windows 7Opera 32.0.1948.74

Odp: Nazwe się dopracuje.

Podróż do Żelaznego miasta przebiegła niemal bez incydentów. Asai próbowała uciec z obozu. Ślepy los chciał, że natrafiła. na znaczną grupę bandytów, bo krótkiej aczkolwiek zaciętej walce została ogłuszona solidnym ciosem w potylice. Następne trzy dni spędziła w obozie bandytów przywiązana do drzewa. Chciało jej się pić. I jeść. Bandyci nie dbali zbytnio o swojego więźnia. Próbowali ją zgwałcić, ale zmienili zdanie gdy zaczęła gryźć i kopać tam gdzie najbardziej boli. Chcieli by osłabła. Chcieli ją złamać. Dziewczyna powtarzała sobie, że prędzej umrze z pragnienia niż się podda. Robiło się późno, bandyci przygotowywali się do spoczynku. Wystawili warty. Mijały godziny, Asai na przemian budziła się i zasypiała. Nagle ktoś krzyknął, błysły płomienie. Coś wskoczyło do obozu i zaczęło siać zniszczenie. Było szybkie, bardzo szybkie. Gdy dziewczyna przyjrzała się dokładniej zobaczyła, że to człowiek, walczący jakąs dziwną, drzewcową bronią. Raniero. Ten włóczęga ją znalazł. Po co...?

***

Ran od dwóch dni obserwował bandytów. Widać było, że nie służyli w armii, nie umieli nawet wystawić porządnych wart. Po zmierzchu postanowił zaatakować. Wskoczył do środka obozu, dzierżąc swoją broń. Machał nią, robił młyńce i piruety, a każdy świst powietrza przynosił śmierć. Bandyci byli zaspani i zdezorientowani. Kilku postanowiło brać nogi za pas, ale znaczna większość postanowiła walczyć. Ran stanął naprzeciwko napastnika z claymorem. Broń była piękna, najpewniej zrabowana jakiemuś rycerzowi, ale szermierz beznadziejny. Ran rozbroił go i pozbawił życia szybkim pchnięciem w klatkę piersiową. Obrócił się i zamachem trafił dwóch kolejnych trepów. Walka trwała nadal, Ran zbijał, ale odnosił też rany. Jakiś chłop przejechał mu ostrzem sztyletu po ramieniu. Z jego naramiennika sterczała strzałą, na szceście nie wbiła się w ciało, ale krępowała ruchy. W końcu ran stanął naprzeciwko herszta. Zostali tylko oni dwaj. Bandyta był wysoki, barczysty, ubrany w solidną kolczuge i stalowy czepiec, spod którego wylewała się kędzierzawa, brązowa i brudna broda. Mężczyzna dzierżył ciężki brodaty topór. Walczył nim dobrze, jego uderzenia były celne i silne. Ran miał problem z blokowaniem ciosów. Po kilku uderzeniach jego broń pękła na dwoje. Herszt ryknął tryumfalnie i ruszył na niego. Ran padłna ziemie, uchylając się zamachowi i przeturlał na bok. Znalazł się obok trupa mężczyzny z claymorem. Chwycił miecz w obie ręce i zastawił się przed uderzeniem. Poczuł impet ciosu, miał wrażenie że kości mu pękają. Wstał na nogi i przgotował się do odparcia kolejnego ataku. To trwa za długo pomyślał. Herszt znów się zamachnął, Ran wyczekał moment i zatoczył piruet zaledwie cal od jego ostrza. Znalazł się za plecami przeciwnika.  Wykorzystał obrót do zadania jednego, potężnego ciosu, wymierzone w kark. Uderzenie było celne, miecz ugrzęzł głęboko w karku bandyty. Rozległ się przeraźliwy krzyk... a potem cisza. Koniec. Na ziemi leżał trup. Ran dyszał ciężko. To była trudna, wyczerpująca walk. Spojrzał na swoją nową broń. Był to naprawdę dobry kawał stali. Odszukał pochwę i zawiesił ja na plecach, a następnie zaczął oporządzać swój rynsztunek. Z jego zbroją było gorzej niż myślał. Naprawa byłaby zbyt kosztowna, więc postanowił kupić sobie nowe naramienniki i zarękawia w Żelaznym Mieście. Podszedł do Asai:
- Następnym razem pozwolę ci zginąć dziewczyno. - Dobył miecza i przeciął więzy dziewczyny. Powoli wstała i zaczeła trzeć obolałe nadgarstki. Wymruczała jakieś podziękowania i wlepiła wzrok w ziemie. Ran chrząknął tylko, odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie nawet nie patrząc czy za nim idzie. Ale ona szła.

***

Żelazne Miasto, powierzchniowa perła krasnoludów. Mimo okazałości byłą niczym w porównaniu z Hammer Fall, stolicą krasnoludów, znajdującą się w sercu najwyższego szczytu Gór Mglistych, na dalekiej północy. Mimo tak znacznej odległości, oba miasta były połączone podziemnymi tunelami. Wieże Miasta pięły się wysoko. Każdy budynek był zbudowany z tego samego, jasno szarego kamienia. Mury były grube, wysokie na 15 metrów. Ran i Asai krążyli po mieście, idąc w kierunku fortecy, w której stacjonował lokalny garnizon. Tam powinien być Orik. Jednakże tam go nie było. Stróż powiedział, że krasnolud wyszedłz jakimś jegomościem, młodym człowiekiem, ale nie długo wrócą. Polecił im rozgościć się w komnatach Kapitana. Komnaty był skromne, bez zbędnego przepychu. Wąskie łóżko, szafa, kominek, kanap dla gości i fotel bujany dla gospodarza. Podróżni usiedli na kanapie i czekali. Ran nie był zbyt skory do rozmowy, mimo że Asai próbowała nawiązać kontakt. Ran zapalił fajkę, nagle było słyszeć czyjś chrapliwy głos.
- Świetnie kurwa. Po prostu świetnie. Rozumiesz to Dan? Cholerna armia idzie w naszym kierunku. Armia pieprzonych truposzy. Zajekurwabiście. Pieprzeni nekromanci. Nie mogli sobie znaleźć jakiegoś innego miasta? No powiedz Dan, nie mogli?
W tym momencie otworzyły się drzwi. Do komnat wszedł krasnolud w pełnej płytowej zbroi i toporem na plecach. Miał długą rudą brodę, spleciona w kilka warkoczy i ozdobioną złotymi pierścieniami, i krókie włosy, wygolone skronie.  Twarz pokryta bliznami była posępna, ale z oczu biłą dobroduszność. Chociaż może nie w tej chwili. Za nim wszedł młodzian, około 20 lat. Ciemne długie włosy, lekki zarost. Na sobie miał rónież płyty, bardzo zdobione. Wzrok przykuwały naramienniki w kształcie wilczych głów. Na plecach mężczyzny wisiała tarcza, a u boku miecz. Twarz byłą urodziwa, nie pokryta żadnymi bliznami, czy zmarszczkami, jedynie ślad po młodzieńczym trądziku. Oczy roześmiane, niebieskie, usta wygięte w lekkim półuśmiechu.
- Nie no kurwa, patrz Dan kogo nam przywiało. Ty dupku, zawsze pojawiasz się tam gdzie jest największa rozpierducha. - Krasnolud zaśmiał się i podszedł do Raniera. Ten właśnie wstawał - Niech cię uściskam, chłopie! - krasnolud dosięgał Ranowi do przepony, do klatki piersiowej jeśli liczyć włosy. Uściskał go mocno, tak mocno, że Ran miał wrażenie że złamie mu kręgosłup. Krasnolud śmiejąc się puścił go i rzekł:
- Dobrze cię widzieć. Przydasz się walce.
- Cóż, póki co nie wiem o żadnej walce. Miałęm nadzieje, że będę miał czas napić się trochę tutejszego miodu. Witaj Dan, widzę, że jednak nie powiesili cię kiedy wróciłeś do Cesarskiego Miasta. - zaśmiał się Ran i uściskał dłoń Dana.
- Wiesz, połowa kobiet królestwa zapłakałaby się na śmierć, powodując jednocześnie powódź. Więc uznano, ze jednak przeżyje. Dobrze cię widzieć.
- I ciebie również. Panowie to jest Asai, wisi mi przysługe, więc przywlokła się ze mną.  - Krasnolud i młodzian zaczeli się jej bacznie przyglądać. Potem przedstawili się pełnymi imionami. Orik syn Orlana Krwawej Łapy i Daniel z domu Wilka, z zachodnich rubieży Cesarstwa. Następnie Orik wprowadził ich w sytuacje. Ku miastu zmierzała spora armia nieumarłych pod wodzą grupy zbyt ambitnych nieumarłych. Byli jakieś 3 dni drogi od miasta. Nie wiadomo ile ich dokładnie jest, ale napewno jest ich cholernie dużo. Rada miasta byłą pewna zwycięstwa, ale Orik pełen był złych przeczuć. Chciał ewakuować cywili tunelami, ale Rada uznała to za zbyteczne. W końcu Ran spytał:
- To co teraz Oriku?
- Teraz, mój przyjacielu, napijemy się miodu. - Wstał do szafy i wyjął butelkę zacnego półtoraka krasnoludzkiej roboty. Specjalność miasta. Usiedli do stołu i pili, aż jeżyki się rozwiązały i zaczęli mówić o swoich przygodach. Asai siedziała obok, cicha, i jedynie obserwowała, od czasu do czasu popijając nieco miodu.

Offline

#13 2015-10-21 22:17:15

ShinaLena
Użytkownik
Dołączył: 2015-09-23
Liczba postów: 6
Windows 7Opera 32.0.1948.69

Odp: Nazwe się dopracuje.

Podróż do Żelaznego Miasta nie była tak zła, jak dziewczyna mogła się spodziewać. Dowiedziała się paru interesujących rzeczy na temat swojego nowego towarzysza. Na przykład tego, że nie przepadał za zapachem jaśminu. Albo tego, że w dzieciństwie był dość kruchym dzieckiem, często łamał sobie coraz to nowe kości. Rzecz jasna z tego chuchra nie pozostało już nic. Może poza niezamykającą się buzią. Asai zdawała sobie sprawę z tego, że specjalnie pomijał poszczególne tematy bądź fakty ze swojego życia. Był na tyle uważny, iż nie spouchwalał się zbytnio z osobą, którą ledwo zna. Zawsze mogłaby okazać się jego przeciwnikiem, być może nawet przyszłym wrogiem. Wiedziała o tym i ona. Choć młoda i czasem lekkomyślna, wiedziała na ile może sobie pozwolić. Pewnej nocy ich wspólnej podróży trochę się jednak przeliczyła. Gdy Ran już zasnął, postanowiła pójść na przechadzkę. Z początku nie zamierzała zajść aż tak daleko, los jednak chciał inaczej. Szła przez gęsty las, w pobliżu rzeki. Wiatr wiał na tyle mocno, by nie mogła usłyszeć potencjalnego przeciwnika. Miała do dyspozycji inne umiejętności, nie chciała jednak ich używać. Z ich użyciem wiązało się jeszcze więcej niebezpieczeństw niż atak bandytów. Chociażby wykrycie przez Nich. Nie miała zamiaru użerać się z całą armią. Szła więc dalej, wdychając bryzę znad rzeki, raz po raz kopiąc ten sam kamień. Lubiła spacery, pozwalały na otrzeźwienie umysłu, dawały nowy wgląd na sytuację. No i były po prostu przyjemne. Dla Asai nie było nic piękniejszego niż nocne niebo. Patrząc w gwiazdy miała dziwne uczucie, jakby znalazła się w domu. Cóż, każdy ma swoje dziwactwa. Idąc dalej, gdzieś w głębi lasu ujrzała coś na wzór światła. "Znowu ci cholerni bandyci, grilla im się zachciało w środku lasu."- pomyślała. Postanowiła im się trochę poprzyglądać, nie wyglądali bowiem na groźnych. Było ich wprawdzie dość sporo, żadnej nie miał jednak na tyle oleju w głowie by rozstawić pułapki. Czając się za drzewem, wodzona ogniem z paleniska, niczym ćma zbliżała się coraz bardziej do źródła blasku. Gdy była już dostatecznie blisko by usłyszeć rozmowy, zapewne byłych więźniów, ujrzała rękojeść z przepiękną, rzeźbioną głowicą. "Nie możliwym jest, by człowiek pokroju tych  tutaj był w stanie zarobić na tak piękną broń. Nawet sprzedając własną córkę."- powiedziała do siebie. Wpadła na pomysł doskonałego prezentu dla Rana. W końcu szkoda by takie cudo miało tak bezużytecznego właściciela. Asai postanowiła więc go ukraść. Nawet bez broni była cholernie niebezpieczna. Ran nie powinien zauważyć jej nieobecności aż do świtu, nie widziała żadnych przeszkód. Obmyślając plan ataku była już pewna, że jej towarzysz będzie mógł niedługo pochwalić się nowym nabytkiem. Nie tracąc ani chwili dłużej, ruszyła do ataku. Wyskoczyła zza drzewa niczym kot, szybkim ruchem łapiąc od tyłu i skręcając kark najbliższemu rabusiowi. Nie tracąc na szybkości podskoczyła i, odbijając się od drzewa, powaliła kolejnego z mężczyzn, ruszając na następnego z nich. Gdy wyciągnął ręce do walki, ruchem łokcia i lewej ręki połamała mu je, wyginając w nienaturalny sposób. Jedno spojrzenie w kierunku bandyty z mieczem. Cholera, był za daleko. Może jednak powinna się wycofać. Nie było jednak na to czasu, z lasu napływali bowiem coraz to nowi napastnicy, bogowie jedni wiedzą skąd się tam wzięli. Mogła sprawdzić teren przed atakiem. Cóż za nieuwaga z jej strony. Powalała i zabijała mężczyzn, karmiąc się walką niczym nietoperze z wysp krwią swoich ofiar. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku, można było tą małą bitwę jeszcze nawet wygrać, gdyby nie rudy, potężny facet, który pojawił się tuż za młodą kobietą. Nie było śladu wątpliwości, że to, co trzymał, było siecią wykonaną z księżycowej wełny. Natychmiast osłabiała istoty parające się magią bądź te, których krew miała z nimi kiedyś styczność. Musiał zauważyć, że podczas walki swoją mocą goiła sobie rany. Zarzucił sieć, związał i zakuł w kajdany, mocując je tak, by ręce miała za drewnianym palem, który widziała w pobliżu.
-Kurwa. Teraz to mam przejebane.

***

Ran wiedział, że Asai tak naprawdę nie chciała uciec. Gdyby miała taki zamiar, wzięłaby cały swój oręż ze sobą. Wiedział również, że miała powód by atakować tych oprychów. Inaczej nie pchałaby się w środek zabójczej jatki. Widział też sieć na czarodziejów i istoty magiczne, do domyślił się, że bez niej zapewne by wygrała. Wolał jednak nie wtrącać się w sekrety tajemniczej dziewczyny i udawać. Po jej uratowaniu zbeształ ją więc za próbę ucieczki. Widać było, że kłamstwo to ujmowało jej honorowi. Nie zamierzała jednak zaprzeczać, więc i on zostawił tą sprawę w spokoju.

***

Żelazne Miasto cieszyło się renomą wśród ludzi szukających mocnej zbroi, zacnej broni bądź dobrego trunku. Asai musiała przyznać, że nie spodziewała się tak miłego powitania wśród przyjaciół Rena. Po obgadaniu spraw związanych z walką, razem z krasnoludem i trochę zbyt pewnym siebie młodzieńcem mężczyźni zaczęli opowiadać sobie własne, zwyciężone ostatnio bitwy. Rozmowy kierowały się od spotkanych, ciekawych bądź odbiegających od normy istot, po równie zajmujące i urokliwe kobiety. Siedzieli i biesiadowali wspólnie aż do rana, kiedy wszystkich zmógł sen. Gdy wraz z Ranem zostali odprowadzeni do przydzielonego im pokoju doznali szoku. A przynajmniej jedno z nich.
-Jak to mamy do dyspozycji tylko jedno łóżko?! Czy wyście powariowali do reszty! Nie mam zamiaru spać razem z tym bufonem!
-Hej, mnie w to nie mieszaj. Ja również nie jestem rad z tej sytuacji.
-Damie to nie przystoi. Nie będę spała z żadnym mężczyzną, a na pewno nie z tobą.
-Cóż, proszę wybaczyć jaśnie pani, ale nie ma pani innego wyboru. Nie będę płacił za nocleg, jeśli mogę go tu mieć za darmo. Poza tym warunki nie są takie złe, zmieścimy się przecież.
-Chyba śnisz. Będziesz spał na podłodze.
-Co proszę? Rozumiem, że nie grzeszę urodą, ale nie pozwolę traktować siebie jak psa. Będę spał jak człowiek, na łóżku. A ty rób co chcesz.
Oburzony Ran zaczął ściągać swoją zbroję, a także ubranie kryjące się pod nią. Gdy znajdował się już jedynie w bieliźnie i skarpetkach usadowił się wygodnie na łóżku, po czym spojrzał wymownie w szkliste, białe oczy.
-No więc?
Po chwili namysłu Asai stwierdziła, że i jej nie widzi się nocleg na twardej i zimnej podłodze. Dość już nocy spędziła w objęciach morfeusza przemarznięta, z bólem mięśni następnego rana. Postanowiła więc, że jeden raz jej nie zaszkodzi. No i gdyby Ran chciał ją zabić, zrobiłby to już dawno. Gdy doszła do wniosku, że opcja ta jest tylko nieprzyjemnie, niekoniecznie niebezpieczna, Ran leżał już przykryty pierzem.
-Dobra, niech ci będzie. Ale łapy przy sobie.
-Tak jest pani kapitan.
Asai zdjęła z siebie warstwy materiału i stali, zostając w samym biustonoszu, majtkach oraz w białej koszuli. Gdy położyła się koło Rana, przykryta kołdrą usłyszała tylko ciche mruknięcie:
-Poza tym i tak nie byłoby czego dotknąć.
Ran dostał porządnego kuksańca w ramię. Asai zasnęła z dziwnym spokojem oraz z lekkim uśmiechem na twarzy.

Offline

#14 2015-10-22 21:31:15

Jacob
Administrator
Dołączył: 2015-09-23
Liczba postów: 8
Windows 7Opera 32.0.1948.74

Odp: Nazwe się dopracuje.

Ran zachichotał dostając kuksańca, To co powiedział było oczywistym kłamstwem, uważał Asai za wyjątkowo atrakcyjną dziewczynę "Ale nie dla mnie ona." pomyślał, po czym położył się i zapadł w sen, Tej nocy miał sny, dziwne, tajemnicze sny. Widział w nich między innymi swoją uczennice i przyjaciółkę z dawnych lat, Iskierke, dzierżaca swój rapier. Imię którego używa sam jej nadał, ze względu na jej szybkość, wiele lat temu. Ale czemu akurat teraz? Czemu mu się sni ta dziewczyna? Nie widział jej od wyprawy na wschód, do jego ojczyzny kiedy to rozstali się na granicy. Swoją drogą ciekawe co u niej. Po 8 godzinach niespokojnego snu, obudził go krasnoludzki kamerdyner, który uprzejmie aczkolwiek stanowczo wywalił ich z łóżka.
- Orik oczekuje państwa w zbrojowni. Proszę się ubrać, po drodze odwiedzimy zamkową stołówkę.
Ran jęknął głośno przy wstawaniu. Chciał spać, chciał w końcu się wyspać, ale jak zwykle obowiązki wzywały. Śniadanie zjedli w stołówce, miejscu obszernym, ładnym i w miłej atmosferze. Krasnoludcy muzycy grali na organkach, fletniach, skrzypcach i kontrabasach. Był nawet fortepian. Ran lubiał muzykę, ale tego dnia nie miał na nią ochoty., nie miał też ochoty na rozmowy, więc przy śniadaniu zamienił z Asai tylko kilka zdań.  Gdy zjedli udał się z nią do zbrojowni. Znał drogę, bywał już tam. Zbrojownia była naprawdę duża, cholera krasnoludy wszystko robią duże. Ciekawe czy to kompleks wynikający z ich wzrostu. " Jest to w sumie zabawne, że najmniejsza rasa buduje  najbardziej monumentalne budowle". Tak, czy siak zbrojownia byłą pełna pancerzy i broni. Orik rozmawiał właśnie z jakimś strażnikiem:
- Jak to, kurwa, połamali tą halabardę?! Cholerni idioci, kto wam dałte posady?! Każ im wypieprzać stamtąd bo jak tam przyjdę zwiąże razem ich brody i wrzucę razem z ich durnymi głowami do cholernego stawu! - krzyczał Orik, a gdy gwardzista odbiegł wykonać rozkaz można było słyszeć pomruk - Cholerni idioci, nie dotarło do nich cholera że jesteśmy w stanie wojny. Ja ich oduczę łamania dyscypliny. - Pewnie mruczał by tak dalej, gdyby nie zauważył nowo przybyłych. Skinał na nich głową by podeszli, a gdy już byli koło niego spojrzał wymownie na Rana:
- Ech, chłopie czarno widzę to wszystko, więc pomyślałem, że przyda wam się trochę ekwipunku. Wyglądasz jak jakiś cholerny włóczęga.
- Chyba cholernie przystojny włóczęga - uśmiechnął się Ran
Asai zachichotała
- Wmawiaj sobie - rzekła
- Widzisz, nawet ona to potwierdza, ale nie kazałem ci przytaszczyć tu swojej dupy, żeby gadać o twojej paskudnej gębie. Mam twoją zbroję, którą zostawiłeś nam po bitwie na polach  Abdenu. Naprawiliśmy ją. Mam też dla ciebie coś ekstra, nasi kowale wykuli dla ciebie miecz, lepszy niż to ludzkie coś na twoich plecach. Coś co bardziej będzie odpowiadało twoim umiejętnością. Jeśli chodzi o ciebie panno, dla ciebie też mam parę zabawek, lekką kolczuge i hełm. Tak właściwie, jeśli coś uznasz za przydatne jest twoje, Ech, dobra, muszę iść skopać parę rzyci. Ran, jeżeli zrobisz tu bałagan twoją też skopie. - Rzucił na odchodne, poprawił topór za pasem by pokazać, że nie żartuje i wyszedł. Zostali sami w zbrojowni.
- No coż - rzekł Ran - mamy zbrojownie dla siebie. Poszukaj, może coś ci się spodoba - uśmiechnął się i ruszył na prawo, w miejsce gdzie jego zbroja wisiała na manekinie. Nyło to ładna zbroja, wykonana ze stalowych łusek i płatów garbowanej skóy, mocna i elastyczna. Kirys pokryty łuskami chronił jego brzuch i plecy, a dołączone do niego na dole klapki chroniły lędźwia, Kołnież kirysu osłaniał szyję i kark. Był też duże, prostokątne i płaskie naramienniki ze stali, wystające poza poziom barków. Były pokryte rysunkami smoków. W jego pancerzu niebyło spodni, jedynie nagolenniki i nakolanniki pod którymi nosił materiałowe, bufiaste spodnie. Podobnie było z rękoma, przedramię osłaniały naramienniki, a przegub długie rękawice. Dzięki temu zbroja była na tyle wygodna by walczyć w niej przez długi czas. Była to jego zbroja, która dostał dawno temu. Dobrze mu służyła w bitwie. Do zbroi byłteż dołączony hełm i osłoną karku, oraz maska przedstawiająca twarz boga ciszy. A co do miecza... cóż, był zaiste pięknym kawałkiem stali. Katana, wykrzywione ostrze było idealnie naostrzone i zahartowane. Rękojeść zdobiona złotem i aksamitem, w końcu robota krasnoludów. Ran założył  swoją zbroję i poszedł na początek zbrojowni. Czekał na Asai.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] claudebot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
isclforum - eurotruckmods - siwy - jsomenja - izabella